piątek, 11 lipca 2008

Mac Gyver

Czwartek.
Próbujemy z Gosiaczkiem pracować. Jest ciepło, w główkach mózg się parzy, zero klientów. Na biurku 1,5 kg dojrzałych czereśni, pestki walają się tu i ówdzie.
Bum bum siara siara - odzywa sie komóra robocza.
- Słucham?
- Guten Tag! Kann ich Frau.... - to do mnie.
Mówię, że to ja przy telefonie i jezdem do dyspozycji całe kolejne 8 godzin. Rozmówca w te pędy gna jaguarem, ino chce się dowiedzieć, czy ma gdzie bezpiecznie zaparkować.
Patrzę przez okno - ma gdzie- potwierdzam.
Mija dwie minuty 45 sekund, rozmówca staje tuż przede mną.
- Od mojego prawnika dowiedziałem się, że jest pani w stanie to sklecić...... i wyciąga plan.
Dla niewtajemniczonych powiem, że potrafię co nieco czytać ze zrozumieniem, zwłaszcza plany budowlane(oczywiście nie wszystkie)
Patrzę więc na ten wielki świstek papieru i widzę autobus, taki z rzutu prawego boku, nawet kółka miał...
- Wiem, że Pani sie może tym nie zajmuje, ale my chcemy tu i ówdzie postawić beleczkę, z tej strony oszkić i żeby z prawej i lewej się to okienko wyginało, zamykało, opadało, przymykało i taki panoramiczny dach, może się jeszcze da przesuwać....Błahostka! - oświadcza właściciel busa.
W Niemczech żadna firma nie chce się tego podjąć. O dziwo, czemuż to nie?

Czy ja Mac Gyver jestem?

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Połączył dwa założenia: że Polak potrafi, a gdzie diabeł nie może tam babę pośle i mu wyszło, że dasz radę :)

Powered By Blogger